RSS
Football Team

efektowne wybryki natury


Lata płyną w najlepsze, kolejni odkrywcy zapisują się na kartach historii, a mimo to planeta Ziemia wciąż stanowi dla naukowców zagadkę. Oto kolejne dziesięć miejsc i zjawisk, istnych przyrodniczych cudów, których fenomen nie w każdym wypadku został wyjaśniony.

#1. Kamienie, które dostały nóżek


Wśród geologów panuje powszechne przekonanie, że coś, co zajmuje mniej niż 100 milionów lat, nie jest warte uwagi. Wyjątek stanowią tzw. wędrujące kamienie, które z godnym podziwu uporem przesuwają się po dnie Doliny Śmierci w Kalifornii. Co w tym szczególnego? Nic poza tym, że jak dotąd zaobserwowano tylko ślady ruchu, nigdy sam ruch. I tym, że najcięższe głazy - ważące nawet po 350 kilogramów - przesuwają się tu najszybciej. I wreszcie także tym, że nikt nie ma bladego pojęcia, dlaczego w ogóle się ruszają (na dodatek każdy w swoim tempie, we własnym kierunku, część parami, a reszta pojedynczo).


W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, kiedy zainteresowanie wędrującymi kamieniami z Doliny Śmierci stopniowo rosło, powstało mnóstwo hipotez, które systematycznie były odrzucane. Mówiło się o ruchach grawitacyjnych (ALE część kamieni wędrowała delikatnie do góry), o wietrze (ALE jego siła nie mogła być wystarczająca), o różnicy ciśnień po jednej i drugiej stronie obiektu (ALE tego nawet naukowcy nie rozumieli) i... koniec końców stanęło na niczym. Zagadka, w jaki sposób kilkusetkilogramowe kamienie wędrują na odległość kilkuset metrów, grając na nosie badaczom, pozostaje nierozwiązana. A gdyby tego było mało, z obserwacji wynika, że niektóre z największych kamieni potrafią zwyczajnie rozpłynąć się w powietrzu. Po prostu zniknąć. Jak? Świetne pytanie.

#2. Nocna tęcza


Jak powstaje tęcza? To proste. Jeżeli słońce znajduje się na odpowiedniej wysokości, promienie padają pod odpowiednim kątem i oświetlają krople padającego deszczu. W międzyczasie gdzieś tam na krańcach powstającej tęczy biegają skrzaty i ustawiają garnki pełne złotych monet. Tyle za dnia. Ale tęcza - wbrew temu, co twierdzą na kanałach z bajkami dla dzieci - może powstawać nie tylko za dnia. Niekiedy tworzy się również w nocy, choć, to fakt, w takiej postaci występuje zdecydowanie rzadziej. Ale dlaczego w ogóle występuje?

Otóż dlatego, że w pewnych specyficznych warunkach Księżyc zachowuje się niemal identycznie jak Słońce. „Daje” wystarczająco światła, by nie tylko „rozproszyć złej nocy cienie”, ale też zaprogramować całkiem atrakcyjną wizualnie tęczę. Potrzebna jest pełnia i - rzecz jasna - trochę deszczu, a efekt okaże się naprawdę zaskakujący. Oczywiście nocnej tęczy pod względem kolorystyki czy wyraźności daleko będzie do tych łuków widocznych za dnia (nie tylko na rondzie w Warszawie), ale element zaskoczenia wynagradza wszelkie „niedoskonałości”.

#3. Kozy drzewołazy


Co i w jakiej ilości trzeba palić, żeby zobaczyć kozy wspinające się na drzewa? Okazuje się, że wbrew wszelkiej logice nie trzeba nic palić, nie trzeba też nic pić. To, co widać na zdjęciach, to nie fotomontaż, a efekt ewolucji w najprostszym możliwym rozumieniu. Marokańskie kozy faktycznie wdrapują się na drzewa, ale robią tak nie z powodu wyjątkowo wysublimowanego hobby, a z głodu. Gdy wszędzie indziej trudno o jakiekolwiek ślady pożywienia, drzewa stanowią dobre źródło cennych składników.

Nie wystarczy jednak ogryźć kory. W wypadku drzew arganowych chodzi o młode pędy znajdujące się z oczywistych względów na wysokości. Jakby kozy skaczące po drzewach same w sobie nie zapewniały wystarczającej rozrywki, lokalna ludność zbiera odchody kóz żywiących się na drzewach arganowych i uzyskuje z nich olejek. Olejek ten wykorzystywany jest potem do celów kosmetycznych i - co gorsza - kulinarnych.

#4. Klatraty metanu


W poprzednim „odcinku” mowa była o kulach Naga wystrzeliwujących z Mekongu i hipotezie, jakoby za wybuchy te odpowiadały zgromadzone na dnie rzeki pęcherze metanu. Mające podobne podłoże zjawisko występuje też w innych częściach świata, między innymi w rejonie Bermudów. Tam jednak metanowe kule nie „wyskakują” z wody. Mogą za to spowodować znacznie większe szkody. Tzw. klatraty metanu to substancje chemiczne będące połączeniem metanu i wody, tworzące się na dnie akwenów wodnych.

Kiedy metan z tychże klatratów gwałtownie się rozkłada, powstała substancja rozrzedza wodę, obniżając jej gęstość o połowę, a w niektórych przypadkach i więcej. Jakie niesie to za sobą konsekwencje? Statek, który wpłynie na tak rozrzedzoną wodę zachowuje się jak resorak po przekroczeniu krawędzi biurka - traci podparcie i natychmiast się zapada. Wystarczy kilkanaście sekund, by nawet gigantyczny okręt zniknął na dnie. Powstające przy okazji uwalniania klatratów metanu turbulencje miały również zagrażać przelatującym bezpośrednio nad zjawiskiem samolotom.


Klatraty metanu to również jedna z hipotez wyjaśniających istnienie Trójkąta Bermudzkiego, bardzo popularna kilkanaście lat temu, zanim pojawiła się inna, mówiąca, że Trójkąt tak naprawdę wcale nie istnieje.
Na marginesie: Podawane w wątpliwość istnienie Trójkąta Bermudzkiego to zagadka, która nurtuje wielu ludzi już od wielu wieków. Pojawiło się mnóstwo hipotez uzasadniających rzekomo częste w rejonie Bermudów katastrofy statków i samolotów, o zamachy równie często oskarżani byli Rosjanie i kosmici. Ze zbliżonym prawdopodobieństwem winy. Rzecz w tym, że według wszelkich dostępnych statystyk Trójkąt Bermudzki to wierutna bzdura stworzona ku uciesze gawiedzi. W rzeczywistości wcale nie stwierdzono, aby w którymkolwiek z hipotetycznych zasięgów „działania” Trójkąta Bermudzkiego dochodziło do większej liczby wypadków niż w którymkolwiek innym równie intensywnie uczęszczanym regionie Oceanu Atlantyckiego.
 

#5. Wiktoria królewska


W jaki sposób przepłynąć Amazonkę? Najlepiej surfując na Pororoce, ale są też i inne możliwości. Przynajmniej teoretyczne. Jedną z nich daje wiktoria królewska, jedna z ciekawszych roślin, którą - w stanie skrajnej konieczności - można równie dobrze wykorzystać jako tratwę. Liście rosnącej w/na Amazonce wiktorii mają okrągły kształt, a ich rant wywinięty jest na kilka centymetrów ku górze, dzięki czemu powierzchnia liścia nie ulega zalewaniu wodą. „Płyta” wzmocniona jest również od spodu za pomocą specyficznego użebrowania. A co to oznacza w praktyce?

Liście wiktorii królewskiej w naturalnych warunkach osiągają nawet cztery metry średnicy, dzięki czemu są w stanie utrzymać na powierzchni wody „ładunek” o masie sięgającej 75 kilogramów. Czyli - nikomu nie wypominając - kompaktowych rozmiarów dorosłego człowieka. I nawet jeżeli pływanie tym wątpliwym środkiem transportu mogłoby być utrudnione, to już kolacja na liściach nabiera zupełnie nowego znaczenia.

#6. Lodowe kręgi


Liście wiktorii królewskiej to nie jedyne duże i okrągłe rzeczy, które gdzieniegdzie znaleźć można na wodzie. W Skandynawii i Ameryce Północnej pojawiają się obiekty, które nie ustępują liściom ani kształtem, ani rozmiarem. Są jednak w całości zrobione z lodu. Te specyficzne lodowe kręgi powstają w sposób naturalny i mają idealny kształt. Liczą od kilkunastu do kilkuset centymetrów średnicy. Jak i dlaczego powstają?

Powstawanie lodowych dysków przypomina trochę robienie pizzy w niektórych pizzeriach, gdzie kucharze kładą na dłoni kawałek ciasta, a następnie wprowadzając go w ruch obrotowy nadaje się mu kształt eleganckiego placka. Podobnie z lodem, który przy utrzymujących się przez długi czas ujemnych temperaturach powietrza (stąd miejsca występowania lodowych dysków) i w bardzo wolno poruszającej się wodzie wprawiony zostaje w ruch obrotowy i z czasem uzyskuje kształt bez mała doskonałego okręgu.

#7. Oko Afryki


Nie wszystko, co interesujące, można zobaczyć gołym okiem. Czasem wystarczy popatrzeć z innej perspektywy. Na przykład z satelity, aby odkryć jedną z ciekawszych form czarnego lądu. To Oko Afryki, gigantyczna grupa skalna, która sprawia wrażenie, jakby złożona była z wielu kręgów ustawionych jeden wewnątrz drugiego. Początkowo zakładano, jakoby Oko Afryki miało być pochodzenia wulkanicznego lub... kosmicznego. Naukowcy podzielili się na dwa obozy - z jednej strony uważano, że oko Afryki to dawny wulkan, z drugiej zaś że krater powstały w konsekwencji upadku meteorytu.

#8. Ogniste tornada


Alfred Hitchcock twierdził, że na początku dobrego filmu ma być trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno tylko rosnąć. I natura znalazła odpowiedź dla tych, którym zwykłe tornado to mało. I jeżeli tamto - posługując się eufemizmem - nazwać można szkodliwym, to ogniowe tornado jest wprost mordercze. Jak powstaje? W specyficznych warunkach - przy odpowiednio wysokiej temperaturze i silnych prądach w powietrzu - ogień formuje się w wiry i słupy sięgające kilkudziesięciu metrów wysokości i kilku szerokości.

Zazwyczaj ogniste tornada przemieszczają się na odległość nieprzekraczającą kilku kilometrów, a całe zjawisko trwa najwyżej kilka minut, zdarzają się jednak i ekstremalne przypadki. Słupy ognia sięgające kilometra wysokości, napędzane wiatrami przekraczającymi 150 km/h i niszczące wszystko na swojej drodze. Ogniste tornada nierzadko towarzyszą pożarom lasów w Australii. Towarzyszą im i pomagają w rozprzestrzenianiu się ognia.

#9. Słoneczne słupy


Od czasu do czasu, kiedy Słońce znajduje się odpowiednio nisko, zaobserwować można charakterystyczne słupy świetlne, które... czasem uznawane były za dowody lądowania kosmitów. Nic z tych rzeczy. Poza składem osobowym polskiego Sejmu nie ma w dalszym ciągu żadnego potwierdzenia, że kosmici odwiedzili Ziemię, dlatego do wyjaśnienia powstawania słonecznych słupów trzeba było zaangażować logikę - razem z podstawami fizyki i optyki.

Światło pochodzące z nisko znajdującego się Słońca (ale też i Księżyca) odbija się od drobnych kryształków lodu w atmosferze. Przy ich odpowiednim ułożeniu względem źródła światła powstają bardzo wyraźnie widoczne słupy. Jednym z miejsc, w których szczególnie łatwo je zaobserwować, jest rejon wodospadu Niagara zimową porą.

#10. Chybotki


Powiedzenie „solidny jak skała” można obalić na tysiące sposobów, a chybotki to tylko jeden z nich. W dosłownym tłumaczeniu z angielskiego to balansujące skały, czyli mniejsze lub większe głazy, które wydają się przeczyć logice i fizyce. W niektórych wypadkach - mimo że same liczą kilkadziesiąt metrów wysokości - opierają się o podłoże na powierzchni równej kilkudziesięciu centymetrom kwadratowym. I kiedy wszystko wskazuje na to, że wystarczy pierwszy lepszy podmuch wiatru, by na liście katastrof zapisać kolejną pozycję, skały te utrzymują się bez ruchu przez setki tysięcy lat. Ale te i tak nie są najciekawsze.

Ustępują chybotkom w prawdziwym tego słowa znaczeniu, czyli formacjom skalnym, które bez większego trudu można lekko rozbujać, wręcz prosząc się o nieszczęście. I znów nieszczęście nie następuje, przynajmniej nie w takiej formie, jak można by oczekiwać, bo sk...ały te ruszają się tylko w ograniczonym zakresie.


Źródło: 1, 2, 3

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz